Kawniko-herbatniki karobowo-gryczane
Wzięło mnie na coś słodkiego do Inki / herbaty. Więc szukałam czegoś interesującego. Aż wpadłam na TEN BOSKI PRZEPIS (szczerze polecam). Moje herbatniczko-kawniczki ;-) nie są wprawdzie tak samo kształtne jak oryginał, ale są na szczęście pyszne.
Pyszne słodkości gryczano-karobowe
- 13 łyżek mąki gryczanej
- 7 łyżek mąki pszennej
- 5 łyżek mąki kukurydzianej
- 6 łyżek karobu
- 2 łyżki mielonego lnu
- 1 łyżeczka soli
- 1,5 łyżeczki sody (lub jak w moim wypadku: proszku do pieczenia bez aluminium)
- 7 łyżek oleju kokosowego
- 1 łyżka syropu z agawy
- 13 łyżek cukru trzcinowego (brązowego)
- 1 łyżka ekstraktu z wanilii
- 5 łyżek posiekanych migdałów
- ew. odrobina mleka migdałowego (może być inne rzecz jasna)
W dużej misce połączyłam (przesiałam!) mąkę gryczaną, mąkę pszenną, mąkę kukurydzianą, karob, 1 łyżkę mielonego lnu, sól, proszek do pieczenia.
W drugiej misce połączyłam na głądką masę olej kokosowy z cukrem, syropem z agawy oraz wanilią.
W szklance rozrobiłam drugą łyżkę mielonego lnu z około 2 łyżkami wody (żeby przypominało konsystencję jajka).
Do pierwszej miski (z suchymi składnikami) dodałam zawartość drugiej miski oraz "jajko" ze szklanki.
Wymieszałam. Jako, że moja masa wyszła za sucha, dodałam nieco mleka migdałowego.
Na koniec wrzuciłam (a raczej wgniotłam) posiekane migdały.
Uformowałam wałek, włożyłam do folii i następnie do lodówki na godzinę.
Po wyjęciu z lodówki kroiłam wałeczek na plasterki około 4-5 mm (A może mniej? To tylko kwestia tego jak grube ciastka ktoś lubi...). Piekarnik rozgrzałam do około 180 stopni Celsjusza. Układałam na blasze (pamiętajcie o wysmarowaniu olejem i posypaniu mąką, etc.) i piekłam około 15 minut.
Po wystudzeniu włożyłam zapas ciastek do pudełka (choć tak po prawdzie, to już mi 1/3 ciastek zniknęła ;-) ). Z tego przepisu wyszło mi czterdzieści parę ciastek (u autora przepisu, z którego korzystałam wyszło 60 sztuk, aczkolwiek on robił cieńsze).
* * *
A na koniec pytanie mam do Was. Czy wiecie co to za kwiat?
Chodzi o to, że tak w zasadzie nie mam pojęcia jak się nazywa... Kiedyś dostaliśmy go, a ostatnio nam zakwitł. No i nie wiem jak go pielęgnować (jak podlewać to akurat w miarę wiem, ale nic więcej).
w sprawie kwiata nie pomogę ,ale ciastka dla samej nazwy choć upiekę :D świetna :D
OdpowiedzUsuńTak do głowy jakoś przyszła ;)
UsuńPiecz piecz, mogą Ci bardzo posmakować :))
Na kwiatkach się nie znam, ale może moja mama by wiedziała? To zapalona ogrodniczka. Jak tylko będę mogła, to jej go pokażę.
OdpowiedzUsuńCiacha na pewno są pyszne, czuję to patrząc na skład ^^
Bajer, cieszę się i czekam na ew. odpowiedź :-D
UsuńO tak, są pyszne... wręcz hmm uzależniające ;-))
hmm, kiedyś moja mama miała takiego kwiatka, ale pomarańczowego. za nic w świecie sobie nie przypomnę nazwy :( a ciasteczka wygldają bosko!
OdpowiedzUsuńDzięki za przepis kawatników :)
OdpowiedzUsuńkwiatek ma nazwę "Echmea Wstęgowata" (z rodziny ananasowatych)
http://pl.wikipedia.org/wiki/Echmea_wst%C4%99gowata
hm, myślałam, że to Sanseveria
OdpowiedzUsuńDziekuje za przepis ! :) U nas ciasteczka są już hitem absolutnym! :) Robimy z nich takie różności-smakowitości: http://kreaturnakuchnia.blogspot.com/2013/11/ciasteczka-gryczano-karbowe.html
OdpowiedzUsuńDziekuję jeszcze raz i pozdrawiam :)